Newsy

Obliczanie podatku od nieruchomości budzi wątpliwości nie tylko podatników, lecz także organów podatkowych. Eksperci postulują modyfikację przepisów

2016-10-18  |  06:50

Przepisy wyznaczające zakres opodatkowania nieruchomości są na tyle skomplikowane i niejednoznaczne, że nie tylko podatnicy, lecz także organy podatkowe mają problemy z ustaleniem, co powinno podlegać opodatkowaniu – oceniają eksperci. Ustawa o podatkach i opłatach lokalnych odwołuje się do przepisów prawa budowlanego. Rozwiązaniem mogłoby być wyznaczenie zakresu opodatkowania bezpośrednio w ustawie podatkowej.

 Podatek od nieruchomości w Polsce to wyjątkowo, nawet jak na prawo podatkowe, skomplikowane przepisy. Teoretycznie to bardzo krótka ustawa, która dotyczy podatku od nieruchomości, również innego rodzaju podatków czy opłat, ale w zakresie podstawowych definicji wyznaczających przedmiot czy zakres opodatkowania odwołuje się do zupełnie innych przepisów, do prawa budowlanego. To zaś powoduje duży bałagan – podkreśla w rozmowie z agencją Newseria Biznes Michał Nielepkowicz, partner w spółce doradztwa podatkowego Nielepkowicz i Partnerzy.

Polska jest oceniana jako jeden z mniej przyjaznych podatkowo krajów. Przepisy są skomplikowane, pod względem ich zrozumiałości plasujemy się pod koniec stawki (114. miejsce na 185 uwzględnionych państw). W podatku od nieruchomości największym problemem jest odniesienie do definicji zawartych w prawie budowlanym, które – jak podkreśla Nielepkowicz – trzeba czytać inaczej na potrzeby podatkowe.

 Istotna w stosowaniu przepisów podatku od nieruchomości jest wiedza i doświadczenie w ich optymalnym czytaniu, które zapewnia prawidłowe, ale i efektywne rozliczenie, czyli płacimy tylko od tego, co mamy, ale nie opodatkowujemy wszystkiego. Choć na pierwszy rzut oka, czytając przepisy, można byłoby dojść do wniosku, że musimy opodatkować znacznie więcej, niż faktycznie powinniśmy – przekonuje ekspert.

Opodatkowaniu podlegają grunty, budynki i budowle. Kontrowersje budzi przede wszystkim pojęcie obiektu budowlanego obowiązujące od czerwca 2015 roku. Wedle definicji to budynek, budowla lub obiekt małej architektury wraz z instalacjami zapewniającymi możliwość użytkowania danego obiektu zgodnie z jego przeznaczeniem, powstały z użyciem wyrobów budowlanych. Problemy może sprawić duża rozbieżność względem kwalifikacji urządzeń technicznych jako budowli.

– Tu właśnie to odwołanie do przepisów prawa budowlanego powoduje, że tak trudno jest ustalić, co jest budowlą opodatkowaną podatkiem od nieruchomości. Podatnicy najczęściej opodatkowują znacznie więcej, niż powinni, czyli traktują jako budowlę podlegającą opodatkowaniu podatkiem od nieruchomości obiekty, które nie powinny podlegać opodatkowaniu – tłumaczy Nielepkowicz.

W części krajów, podobnie jak w Polsce, pojawiają się głosy o wprowadzeniu podatku katastralnego, który mógłby zastąpić podatek od nieruchomości. Danina miałaby być naliczania od wartości, a nie od powierzchni nieruchomości. W Niemczech, gdzie taki podatek już obowiązuje, to średnio 2 proc. wartości. W Wielkiej Brytanii stosowany jest zaś podatek progresywny.

 Trzeba sobie powiedzieć jedno: przepisy wyznaczające zakres opodatkowania są na tyle skomplikowane i niejednoznaczne, że nie tylko podatnicy, lecz także organy podatkowe, które kontrolują rozliczenia podatników, mają ogromne problemy z ustaleniem tego, co powinno podlegać opodatkowaniu. Sądy administracyjne przychodzą podatnikom z pomocą i często wydają rozstrzygnięcia dla nich korzystne, co z kolei umożliwia zoptymalizowanie rozliczeń podatkowych – ocenia Nielepkowicz.

Jak podkreśla, stopień niejednoznaczności przepisów powoduje, że podatnikom trudno zweryfikować swoje zeznanie i ocenić prawidłowość rozliczenia. To z kolei oznacza, że często powtarzają ten sam błąd.

Zdaniem Nielepkowicza najlepszym rozwiązaniem byłaby rezygnacja z odwołania do Prawa budowlanego i wskazanie w ustawie podatkowej dokładnych zasad opodatkowania nieruchomości.

 Należy to zrobić odpowiedzialnie i rozsądnie, w przeszłości były podejmowane próby, ale w mojej ocenie powodowały jeszcze większy bałagan. W pierwszej kolejności faktycznie trzeba byłoby określić precyzyjnie zakres opodatkowania bezpośrednio w ustawie podatkowej – przekonuje Michał Nielepkowicz.

Czytaj także

Kalendarium

Więcej ważnych informacji

Newseria na XVI Europejskim Kongresie Gospodarczym

Jedynka Newserii

Jedynka Newserii

Finanse

Zwolnienia lekarskie w prywatnej opiece medycznej są ponad dwa razy krótsze niż w publicznej. Oszczędności dla gospodarki to ok. 25 mld zł

Stan zdrowia pracujących Polaków wpływa nie tylko na konkurencyjność firm i koszty ponoszone przez pracodawców, ale i na całą gospodarkę. Jednak zapewnienie dostępu do szybkiej i efektywnej opieki zdrowotnej może te koszty znacząco zmniejszyć. Podczas gdy średnia długość zwolnienia lekarskiego w publicznym systemie ochrony zdrowia wynosi 10 dni, w przypadku opieki prywatnej to już tylko 4,5 dnia – wynika z badania Medicover. Kilkukrotnie niższe są też koszty generowane przez poszczególne jednostki chorobowe, co pokazuje wyraźną przewagę prywatnej opieki. Zapewnienie dostępu do niej może ograniczyć ponoszone przez pracodawców koszty związane z prezenteizmem i absencjami chorobowymi w wysokości nawet 1,5 tys. zł na pracownika.

Ochrona środowiska

Trwają prace nad szczegółami ścisłej ochrony 20 proc. lasów. Prawie gotowy jest także projekt ws. kontroli społecznej nad lasami

Postulat ochrony najcenniejszych lasów w Polsce znalazł się zarówno w „100 konkretach na pierwsze 100 dni rządów”, jak i w umowie koalicyjnej zawartej po wyborach 15 października 2023 roku. W wyznaczonym terminie nie udało się dotrzymać wyborczej obietnicy, ale prace nad nowymi regulacjami przyspieszają. Wśród priorytetów jest objęcie ochroną 20 proc. lasów najbardziej cennych przyrodniczo i ustanowienie kontroli społecznej nad lasami. Ministerstwo Klimatu i Środowiska konsultuje swoje pomysły z przedstawicielami różnych stron, m.in. z leśnikami, ekologami, branżą drzewną i samorządami.

Motoryzacja

Dwie duże marki chińskich samochodów w tym roku trafią do sprzedaży w Polsce. Są w stanie konkurować jakością z europejskimi producentami aut

Według danych IBRM Samar w Polsce w pierwszych dwóch miesiącach 2024 roku zarejestrowano 533 auta chińskich producentów. Jednak niedługo mogą się one pojawiać na polskich drogach znacznie częściej, ponieważ swoją obecność na tutejszym rynku zapowiedziało już kilku kolejnych producentów z Państwa Środka. Chińskich samochodów, przede wszystkim elektryków, coraz więcej sprzedaje się również w Europie. Prognozy zakładają, że ich udział w europejskim rynku do 2025 roku ma zostać niemal podwojony. – Jakość produktów dostarczanych przez chińskich producentów jest dzisiaj zdecydowanie lepsza i dlatego one z powodzeniem konkurują z producentami europejskimi – mówi Wojciech Drzewiecki, prezes IBRM Samar.

Partner serwisu

Instytut Monitorowania Mediów

Szkolenia

Akademia Newserii

Akademia Newserii to projekt, w ramach którego najlepsi polscy dziennikarze biznesowi, giełdowi oraz lifestylowi, a  także szkoleniowcy z wieloletnim doświadczeniem dzielą się swoją wiedzą nt. pracy z mediami.